Włączyłem rano radio Józef,
i słyszę jak spiker zaprasza,
słuchacza wraz żoną do tanga,
by zatańczyli.
Żałość me serce ogarnęła,
łzy oczy mi zamgliły gorzko;
Nigdy na ziemi nie zatańczę,
tanga porannego.
Pytam dziś mego serca z żalem,
o smutek ciągle mnie gnębiący;
Jak długo można być tak smutnym?
Czy może wiecznie?
Spytałem kiedyś pewnej wdowy,
jak długo serce żal gryźć może?
A ona patrząc mi wprost w oczy,
rzekła: „oj długo”!
Ktoś inny powiedział brutalnie:
„nie mogę znieść twego chlipania,
rozczulania się ciągle nad sobą,
nad swymi żalami.”
Czy to jest rzeczywiście prawda,
że wciąż rozczulam się nad sobą?
Spytałem szczerze mego syna,
a on się żachnął.
Masz Tato prawo do żałoby,
do płaczu za Mamusią naszą,
i nikt nie może tobie bronić,
twojego łkania.
Lecz teraz pytam w głębi serca,
dobrego Boga o tę sprawę;
Tak bardzo chciałbym znów zatańczyć
poranne tango.
A nie wiem jak pogodzić wszystko,
co w głowie, sercu mym buzuje.
Co dziś mam zrobić z mym płakaniem,
nieukojonym żalem?
Warszawa; 21 listopada 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz