Na pustynię zawsze wyprowadza Bóg;
W każdej chwili możesz się na niej znaleźć.
Czy to skok do wody, zakuwający w wózek?
Czy nagły paraliż, małego naczynka pęknięcie?
A może to koleżanka, z którą
nie dało się dłużej wytrzymać?
Nieważne. Dla mnie była to białaczka żony.
Potem modlitwa, bunt, łzy, noce bezsenne.
Wreszcie śmierć! Dla niej wyzwolenie.
A dla mnie? Nowe życie?
Ból, płacz i w cierpieniu,
spotkanie z Bogiem na pustyni!
Ileż już razy w moim życiu
modliłem się jak szaleniec,
by Bóg odmienił karty losu.
I On to robił. Dlaczegóżby nie?
On przecież Dobry jest i Miłosierny.
Łaskawy dla wszystkich, którzy Go wzywają.
Ale czasami pragnie jeszcze tego,
by Mu zaufać, na życia rozstajach.
Warszawa; 25 sierpnia 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz